poniedziałek, 12 października 2015

Część dziewiąta: zabawy blacharsko lakiernicze

Witam wiernych czytelników. Po krótkiej przerwie, wracam by przedstawić kolejne postępy przy renowacji Myszatej. Zapewne część czytelników, którzy mnie nie znają (wątpię jednak by było dużo takich) pomyśli: "(...) chłop się nie odzywał pół roku to pewnie już trzecią maszynę kończy składać". Tutaj muszę ich rozczarować bo postęp jest raczej lichy. W czerwcu nie było zbytnio czasu ponieważ spontanicznie postanowiliśmy z Żoną pojechać w Alpy Austriackie i polatać trochę po włoskich krainach - oczywiście na motocyklu:D



Po powrocie zabrałem się za blacharkę. Do roboty 3 błotniki, zbiornik paliwa i gondola. Taa... cudowna gondola... Przy wyciąganiu jej z bagażnika mojego kombi, coś jakby ją zablokowało, więc szarpnąłem i ...cofnąłem się do okresu raczkowania. Tydzień stękania, jedzenia pigułek o dziwnych kolorach i wstawanie z łóżka zajmowało już mniej niż 10 min:D. Tyle dobrego, że znajomy w tym czasie wypiaskował i wymalował podkładem epoksydowym wszystkie elementy. Ze zbiornikiem też trzeba było się nagimnastykować. Oryginalnie był następujący zbiornik:


Postanowiłem zamontować zbiornik stosowany we wcześniejszych modelach tzw. łezkę. Całe montowanie kranika paliwa trzeba było przenieść bardziej na zewnętrzną część, ponieważ kranik zahaczał o alternator. Nie obeszło się znów bez pomocy wykwalifikowanych znajomych. Kolejnym etapem było szpachlowanie wszelkich nierówności zarówno na baku jak i nadkolach. Po tak żmudnej pracy przyszedł czas na warstwę podkładu i zabezpieczenie wewnętrznej strony nadkoli.


 Po rzuceniu koloru  postanowiłem zabrać się za ozdobne pasy. Efekt poniżej.


Akurat ten ostatni proces był najbardziej pracochłonny. Mierzenie i oklejanie elementów bez hektolitrów browaru zazwyczaj kończyły się wybuchem frustracji i bezradności, ale czego nie robi się dla ... siebie:D


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz