Jest!!!!!!!!!!! Jest jest nowy wpis:D.... Przypuszczam, że taka jest reakcja większości wiernych obserwatorów jakże niesamowitego bloga. Trzymałem w napięciu przez dość długi czas, za co bardzo przepraszam. Tym razem nie obijałem się, tylko nieustanie pracowałem przy reanimacji "kochanej" Myszatej, no z wyjątkiem całego października, kiedy trzeźwiałem po urodzinowym wyjeździe w bieszczadzkie knieje. Pozdrawiam ekipę kucharzy gotujących litrę żurku z wiadra zakwasu o 3 nad ranem:D Tyle wspomnień, pora na mechanikę. We wcześniejszym poście, zapomniałem wspomnieć o wymianie klasycznych łożysk w główce ramy (bieżni i garści śrutów) na łożyska stożkowe.

Niby nic, ale zeszło pół dnia... No dobra, 30 min montażu i 6h balsamowania się chmielową oranżadą:P Co do blacharki, to musiałem uzbroić tylne błotniki w pełne oświetlenie. Ponieważ, trzymałem je w domu, to jedząc obiad na spokojnie rozkminiałem, jak poprowadzić przewody zasilające. Po kilkunastu dniach, jedzenia obiadu przez około 4 godziny, posiadałem już całą wiedzę do poprowadzenia paru kabelków. Nadeszła w końcu pora na montaż.

Wszystko niby ładnie, ale trzeba było jeszcze to połączyć w całość. Pewne zdziwienie wywoływałem u ludzi, kiedy to grzebałem w przewodach przez wszystkie dni świąt bożonarodzeniowych:D Po zabawach z kabelkami, przyszła jednak pora na dzień próby. Odpali czy nie? Pierwszy dzień udowodnił tylko, że ludzkie uda mają kres wytrzymałości i że cewka z zestawu elektronicznego układu zapłonowego nadaje się jedynie jako ozdoba na półkę. Po lekturze, rozpocząłem poszukiwania starej cewki dwustrzałowej od malucha. Ponoć, prędzej się dzisiaj znajdzie arkę przymierza, czy święty gral niż takie cacko. Po pewnym namyśle jednak, skoro Indiana Jones dał radę, to co... JA NIE DAM RADY?? Zupełnym przypadkiem trafiłem na sklepik z częściami do fiatowskich wynalazków i za niemałą opłatą stałem się posiadaczem "białego kruka":D Szybko dokupiłem nowe przewody wysokiego napięcia i czapki świec. Co do świec, to dziwna sprawa. Legendy opowiadają o strasznej wybredności sowieckich maszynek. Niektórzy, to dopiero po zakupieniu wiadra świec, zadowalają apetyt radzieckiego zwierzaka. Ja postanowiłem postawić na japońskie. W międzyczasie jakoś wkroczyłem w kolejny rok i wysłuchałem tyle życzeń "odpalenia go w końcu", że po Sylwestrze nadszedł w końcu TEN DZIEŃ. Świeciło słońce, wiatr powoli ustając nie zapowiadał nadejścia wiekopomnej chwili. Temperatura poniżej zera nie zapowiadała łatwej batalii. Wieści szybko się rozeszły i na polu bitwy pojawiła się gromadka znajomych. Sprawdzenie luzu zaworowego, iskry, paliwa i zaczynamy. Do kopnika podchodzili kolejno wszyscy z entuzjazmem, że może akurat jemu się uda, niestety prawda bywa bolesna i to bardzo, zwłaszcza jak udo jest już tak spuchnięte i nie mieści się w portkach, a do machania starterem brakuje kończyn. Niby Myszata chce coś zagadać, ale jakby się wstydziła i bała. Aż w pewnej chwili, cudowne PUH PUH PUH, obwieściło światu narodziny nowej legendy:D Po szybkich i prowizorycznych ustawieniach przedstawiam tak rzadko słyszany język maszyn ze Wschodu (dla posiadaczy przeglądarki innej niż Google Chrome zapraszam na: https://www.youtube.com/watch?v=UBhlMG0-lX4&feature=youtu.be ):
Feta jak rakieta. Wszyscy tańczą i klaszczą. Bollywood się chowa. Wszystko ładnie i pięknie, ale przychodzi chwila zadumy i orientujesz się, że olej zaczyna się pojawiać tam gdzie nie powinien:/ Zaczynasz zdawać sobie sprawę, trzeba zaczynać od początku, rozbierać cały silnik, nowe uszczelki nie wspominając o wyciekach z miejsc niemożliwych. Jednak otwierasz browara i przyjmujesz wszystko na spokojnie. Niestety, zbytnie przejmowanie się miliardem takich błahostek potrafi bardzo zniechęcić.
Po załatwieniu sobie garażu postanowiłem zabrać się za uszczelnianie serca Myszatej. Na pierwszy ogień poszedł wyciek z przedniego mocowania silnika. Stara tuleja aluminiowa miała najlepsze lata już za sobą i zastąpiłem ją nową.
Następnie doszczelniłem alternator, założyłem najdroższe uszczelki głowic, doszczelniłem osłony popychaczy i zabrałem się za wydech. Z wydechem, to trochę się namęczyłem, bo w jednym tłumiku ukryły się dwa wiadra nagaru. Wszystko jednak szło po mojej myśli, tak więc po zamontowaniu i uszczelnieniu wydechu dymek pojawił się tylko na wylocie z cygarów. Ponadto, kurierem doszła chromowana, poszerzana kierownica nadająca bardziej masywny wygląd całości.
Niestety do pełni szczęścia brakuje jeszcze wymalowania gondoli...