Na początku przedstawię krótki zarys mej skromnej osoby. Przygodę z motocyklami zacząłem jakieś 5 lat temu od Suzuki Savage z silnikiem 650. Cóż mogę o nim powiedzieć: dla początkujących motocyklistów, nie wiedzących jeszcze czego chcą, jest OK, dla osób chcących nim zwiedzać świat już nie. Motocykl ten jest idealny na krótkie trasy, ze względu na niezbyt duży komfort jazdy i niezbyt duże osiągi prędkości (choć nie raz pętlę Bieszczadzką zaliczyliśmy na nim). "Dzikusa" ( tak nazwaliśmy go z żoną) szybko się pozbyliśmy, głownie ze względu na jego gabaryty. Drugi motocykl, którym jeżdżę już od jakiś 4 lat, to Yamaha Diversion 900 ( nasza Diva). Poza wagą motocykla nie widzę żadnych wad. Jest wygodny, pakowny i jeszcze nas nigdy nie zawiódł. Przejechaliśmy na nim z żoną kilkanaście tysięcy km. Nawet 19 godzin ciągłej jazdy w zmiennych warunkach pogodowych nie jest dla niej straszne ( dla motoru, nie dla żony!). Jednak, żeby urozmaicić sobie życie postanowiłem zakupić stary motocykl i samemu go odrestaurować.Wybór padł na Urala M66. Myślę, że mój tytuł bloga ( " Nie miałem problemów, kupiłem Urala" ) idealnie opisuje ten motocykl. Mimo wielu problemów, wielu zaskakujących radzieckich rozwiązań mogę śmiało powiedzieć, że warto podjąć ryzyko. Frajda jest niesamowita, choć bardzo czasochłonna i pieniądzożerna.
Wiem, że takich blogów jak mój jest w sieci wiele. Postanowiłem go założyć, ponieważ przyjaciele nalegali ;). Mam nadzieję, że chociaż oni go będą czytali. Za pośrednictwem tego bloga chcę się podzielić z innymi swoim doświadczeniem i odkryciami związanymi z wielokrotnie misternie zakończonymi próbami naprawienia czegokolwiek w tej radzieckiej maszynie. Mam nadzieję, że zamieszczone tutaj informacje Wam pomogą ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz