Często przy składaniu Myszatej natrafiałem na tzw. ścianę. Brakuje chęci, a świadomość ilości elementów, które trzeba złożyć nie zachęca do podjęcia nawet minimalnych działań. W ruskich zaprzęgach zastosowano najbardziej niezawodny i praktycznie bezobsługowy rodzaj napędu w postaci wału z przekładnią zębatą potocznie określanego dyfrem. Często, gdy jest on już na wykończeniu to nasi kochani sprzedawcy wpychają do środka sporą garść trotów, aby zniwelować niepokojące odgłosy. Oczywiście robią to w trosce o klienta, aby się niepotrzebnie nie martwił. W moim przypadku nic dziwnego w środku nie znalazłem, ale i tak standardowo trzeba było wszystko wymienić. Gdy już wszystko było zakupione ułożyłem sobie części do składania i tak stało, stało, stało... dwa tygodnie:D
Wspomnę może o fakcie jaki powodował wcześniej wspominaną "ścianę". Często na forach, gdzie ludzie opisują swoją walkę z radziecką myślą technologiczną, można się spotkać z określeniami typu: g*wnolit, rzecz z eskimosji, czy wyznanie typu " gdy widzę ten element to myślę, że jest on zrobiony na jakiejś maszynie, ale jak się przyglądnę to przestaje w to wierzyć". W moim przypadku nowy wałek zdawczy, który kupiłem był niedokończony i trzeba było odwiedzić znajomego tokarza, a nowa osłona krzyżaka miała przeciwny gwint i poszła w odstawkę. Co do składania to nadszedł w końcu dzień, w trakcie którego pełen mobilizacji oraz napełniony złotym trunkiem zabrałem się do roboty. Rezultat poniżej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz